Minął Tydzień [FELIETON]

Czego to ludzie nie wymyślą. Na przykład sztab PiS wymyślił filmik, w którym ambasada niemiecka dzwoni do prezesa Kaczyńskiego, z żądaniem, żeby wydłużyć w Polsce wiek emerytalny, jak tego chciał kiedyś Tusk. Ale prezes przeprasza niemieckiego kanclerza, z którym chcą do połączyć i informuje: „Nie ma już Tuska. I te zwyczaje się skończyły” .

To o tyle kuriozalne, że zdaje się ambasada niemiecka ma głęboko w d… wiek emerytalny Polaków. W związku z tym, że pan prezes nie ma okazji udowodnić, że jest inaczej, a bardzo by tego chciał, to kręcą z nim takie bzdety. Równie dobrze mogliby nakręcić filmik o telefonie od pana Twardowskiego: „Halo, pan Twardowski dzwoni i życzy sobie, żeby prezes PiS odwiedził go na Księżycu”. W każdym razie byłby to pomysł najwyżej równie głupi.

Są przecieki kto prezesowi ten telefon od Niemca wymyślił, ale oszczędźmy nazwiska tych ludzi bez pewności, czy to rzeczywiście oni. Można by kogoś skrzywdzić, gdyż filmik ten jest też przecież widomym przejawem zidiocenia jego pomysłodawców. Za ich sprawą prezes stał się pośmiewiskiem internetu, stwarzając nieograniczone możliwości przeróbek tej dymanej rozmowy.

W tym filmowym skeczu tylko kot wypadł wiarygodnie, może dlatego, że nawet nie miauknął.

***

Minister kultury Piotr Gliński zapytał w onlajnie Donalda Tuska, czy nie jest mu wstyd, że prasa niemiecka ani słowem nie zająknęła się o obchodach związanych z wyniesieniem na ołtarze rodziny Ulmów. Tu powołał się na doniesienia redaktora  Gmyza, który dwa razy podkreślał, że media niemieckie o tym milczały jak zaklęte. Po pierwsze, to nieprawda, co wytknęli ministrowi internauci. Redaktor Gmyz do tej pory był znany z wymyślania bytów (patrz trotyl w prezydenckim samolocie po katastrofie smoleńskiej) a teraz widocznie specjalizuje się w bytów zamazywaniu.

A jeśli już mówić o poczuciu wstydu, jest to raczej pytanie do samego ministra, który nie waha się wciągać błogosławioną rodzinę Ulmów i ich wielką tragedię w swoje brudne, niskie, koniunkturalne polityczne gierki. Kultury trzeba się uczyć, nawet jeśli się jest od niej ministrem.

***

Jak donoszą naukowcy zajmujący się profesjonalnie migracjami, powołując się na dane Eurostatu, w 2022 roku Polska wydała najwięcej w UE pozwoleń pobytowych dla imigrantów spoza krajów UE w liczbie 700 tysięcy.  Z tego jak wiadomo do Polski dotarła tylko część szczęśliwców. Wygląda więc na to, że ludzie ci w większości polskie wizy potraktowali jako bilet wstępu do strefy Schengen. Istnienie polskiego kanału przerzutowego imigrantów do Unii zaobserwowały służby specjalne sojuszniczych krajów, i poinformowały o tym CBA, która podobno wyjaśnia sprawę, z takim na razie efektem, że z przestrzeni publicznej zniknął odpowiedzialny za politykę wizową wiceminister Wawrzyk z MSZ. A jest co wyjaśniać , bo jak donoszą media, w niektórych krajach, w tym muzułmańskich, można było dostać polską wizję wpisując na druku jedynie swoje nazwisko wraz z uiszczeniem sowitej opłaty rzecz jasna. Jedna z takich pośredniczących firm działała na Białorusi i oprócz sprzedaży polskich wiz zajmuje się również sprowadzaniem i przerzucaniem migrantów pod polską granicę. W związku z tym pojawiła się wątpliwość, czy aby nielegalni migranci w UE to nie są po prostu migranci, których nie stać  na opłacenie się handlarzom polskich wiz, zbliżonych do pisowskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

***

Marysia Szczepaniak, szesnastolatka z Lubna, nie zostanie ukarana za to, że sprzedawała wiśnie z sadu dziadka, by zarobić na szkolną wycieczkę. Sanepid po kilkudniowym namyśle okazał jej łaskę. Marysia dostała jednak nauczkę:  już wie, że ze stoiska przy drodze bezkarnie można najwyżej sprzedawać polskie wizy muzułmańskim imigrantom, ale żeby wiśnie – co to, to nie.

***

Jak było do przewidzenia fundacje czołowych polskich firm z udziałem skarbu państwa po kolei włączają się do kampanii referendalnej w Polsce, a to oznacza grube dodatkowe miliony angażowane na rzecz władzy poza limitem wydatków na wybory. Wyglądać to będzie tak, że ci sami pisowscy politycy będą zachwalać swoje rządy z nadzieją na ich kolejną prolongatę, tyle, że już w ramach kampanii referendalnej za zupełnie nielimitowane pieniądze. Czyli zaczną gadać o tym samym tylko więcej,  za dodatkową  kasę.

***

Skoro jesteśmy przy wyborach, opozycja apeluje do wyborców za granicą, by dali sobie spokój z kartami do referendum, którego prawdziwy cel opisaliśmy wyżej. Wtedy jest bowiem szansa, że zagraniczne komisje wyborcze zdążą policzyć ich głosy w wyborach, na co mają dobę, bo po tym czasie ich głosy nie będą brane pod uwagę. To oczywiście skandal, że głosy części polskich obywateli mają wyłącznie 24-godzinny termin ważności. Ale już zdaje się ustaliliśmy, że te wybory uczciwe nie będą, To tylko jeszcze jedna odsłona tego samego pisowskiego draństwa.

***

Po nas choćby potop – takie wrażenie ma się po doniesieniach analityków rynku energetycznego, którzy przewidują, że w roku przyszłym prąd w Polsce może zdrożeć o 70 procent. To efekt tego, że mamy energię przede wszystkim z węgla i  coraz większe opłaty za emisję CO2, które co prawda trafiły do budżetu państwa z założeniem, że zostaną zainwestowane w technologie ograniczające tę emisję, ale zostały przeputane przez rząd PiS na co innego. Na dodatek polski węgiel, z którego u nas przede wszystkim produkuje się energię elektryczną  jest jednym z najdroższych na świecie. Zjednoczonej Prawicy to nie przeszkadza, by mydlić ludziom oczy obietnicami o przyszłościowym charakterze tego paliwa. Jeśli można tu mówić o jakiejś przyszłości, to najwyżej do terminu wyborów, czyli dość  bliskiej jednak. W związku z wyborami rząd obniża nawet cenę prądu o 12 procent, co i tak niewiele daje, bo płacimy za niego najwięcej w Europie, na przykład o około 200 złotych za megawatogodzinę drożej niż trzy razy zamożniejsi od nas Niemcy.  Do tej pory pisowska propaganda bez przerwy wciska biednemu elektoratowi, że Niemiec płakał nie tyle z żalu, że sprzedaje Polakowi samochód, ale głównie z zawiści obserwując sukcesy tego rządu. Cen prądu jednak to nie dotyczy.

***

NIK przedstawił wyniki kontroli jak rząd radził sobie z pandemią covidu. Według NIK szpitale otwierano bez żadnego planu, w efekcie wydano 7 miliardów złotych na puste łóżka, na których nikt nigdy się nie położył. Kontrolerzy namierzyli takie covidowe lecznice, które nie przyjęły żadnego pacjenta. Podliczyli, że władza  wydała łącznie  82 miliony na niesprawne respiratory, a blisko 9 mld na dodatki covidowe, na które czasem miesiącami czekali ludzie na oddziałach covidowych bezpośrednio ratujący życie. A gdy już dochodziło do wypłat, załapywały się na dodatki również panie od przygotowywania  statystyk itp.

Minister Sasin, który stał się bohaterem jednego z czterech w tej sprawie zawiadomień do prokuratury stwierdził, że to jest polityczna ustawka prezesa Banasia, którego syn startuje z list Konfederacji. Rzecz w tym, że kontroli nie przeprowadzał prezes NIK, lecz kontrolerzy z dużym w tym względzie doświadczeniem. Tak że jeśli partia Sasina odda władzę i nie będzie już prokuratorskich parasoli ochronnych dla swoich, taka strategia obrony może okazać się dla niego niewystarczająca.

***

W związku z problemami z ukraińskim zbożem w Polsce, premier Morawiecki wygłosił orędzie do narodu, które można streścić starym hiszpańskim „no pasaran”. Hasło generała Franco nie zatrzymało, a czy zatrzyma i na jak długo ukraińskie zboże, to się jeszcze okaże. W każdym razie premier znalazł przyczynę kryzysu zbożowego: „zaniedbania brukselskich biurokratów”. Ten człowiek ma niezwykły dar w wyszukiwaniu winnych własnych błędów. Biurokraci nie mają nic wspólnego z faktem, że gdy przez kilkanaście miesięcy, mimo sygnałów oraz apeli rolników  i opozycyjnych partii, zalewało nas ukraińskie ziarno, które tylko miało przez Polskę przejechać, rząd w tej sprawie nie zrobił nic. Odwrotnie, uspokajał rolników, że do żniw wszystko się ustabilizuje. Ta pisowska ekipa to są goście, którzy żyją w jakiejś piarowskiej bańce. Dziś premier kłamie w orędziu i nie ma nawet na tyle odwagi, żeby ujawnić, kto zarobił na tym zbożowym szwindlu. Powiedzmy sobie szczerze – gdyby to były firmy związane z Tuskiem, Platformą albo jakąkolwiek inną partią opozycyjną, to pewnie ich listę już dawno byśmy znali.

***

Prezes NBP Adam Glapiński ogłosił swoje kolejne expose’ przy okazji znacznej obniżki stóp procentowych, czemu ekonomiści, nawet ci związani z władzą, nie mogą się nadziwić. Prezes sam sobie ustalił jaka teraz jest inflacja i doszedł do wniosku, że już można. Ekonomiści wieszczą, że inflacja z tego powodu zostanie z nami na dłużej a inflacyjny cel NBP oddala się od nas na kolejne lata. Generalnie gospodarka  na wizję prezesa zareagowała racjonalnie, gdyż już niejednokrotnie udowodnił, że wierzyć w jego prognozy to jest tak jakby słuchać opowieści kreta o widnokręgu. Dlatego złotówka leci na pysk, czego raczej nie będzie można powiedzieć o inflacji.

Był też w wystąpieniu prezesa Glapińskiego jak zwykle wątek humorystyczny – otóż ogłosił on, że jest najbardziej apolitycznym prezesem NBP w historii. No chyba tylko tej z podręcznika  „HiT” Roszkowskiego.

Najnowsze artykuły