Sejm X kadencji rozpoczął obrady. Linie podziału prezydent – nowa koalicja. Na deser ględzenie premiera [KOMENTARZ]

W demokracji jest tak, że ci, którzy sprawują władzę, za jakiś czas znajdą się w opozycji – niestety rządzący, niezależnie od opcji politycznej zbyt często zapominają o tym fakcie – podkreślił prezydent Andrzej Duda w swym inauguracyjnym expose X kadencji Sejmu.

Prezydent ogólnie nakreślił, jak sobie wyobraża kohabitation z nowym polskim rządem: Będzie bronił „dorobku ostatnich ośmiu lat”, które uważa za udane. Trudno, żeby było inaczej, skoro wielokrotnie przyłożył do nich rękę i swój podpis. To oczywiście brzmiałoby poważnie, gdyby nie wtręt: „Nie zgodzę się na łamanie prawa”, bo to jednak jest pewne novum, że prezydent na półtora roku przed końcem drugiej kadencji przypomniał sobie o znaczeniu praworządności. Uprzedził, że jego ewentualne weto nie powinno rozgrzeszać rządzących z wyborczych obietnic, choć przecież niewątpliwie będzie rządzącej koalicji wiązać ręce. Jednym słowem prezydent Duda podkreślił, że łatwo nowej koalicji nie będzie. Zapomniał jednak dodać, że w formule gdy wyborcy rozliczać będą rządzących, mieści się również i to, że i on będzie przez społeczeństwo rozliczany niezależnie od tego, że jego kadencja kończy się nieodwołalnie za półtora roku. Ze słów prezydenta wynikało jednoznacznie, że będzie bronił resztek państwa PiS gdzie tylko się da

To była inna wizja niż ta zakreślona w inauguracyjnym przemówieniu marszałka seniora Marka Sawickiego, który przypomniał, że ład konstytucji z 1997 roku to jest wspólny obowiązek wszystkich instytucji państwa i ich przedstawicieli, a więc w domyśle również prezydenta. Marszałek senior przedstawił wizję wysokich standardów ustawodawczych, dążenie do stabilnego budżetu państwa. Państwo prawa i godności człowieka, to jego zdaniem dwa fundamenty, którym będzie kierował się nowy sejm. W kontrze do prezydenta, który bezkrytycznie chwalił ostatnie osiem lat rządów marszałek Sawicki pokreślił jednak, że były delikty prawne, które trzeba będzie naprostować. Gdy mówił o przywróceniu właściwych relacji na  linii Państwo- Kościół, oznaczać to musiało, że w jego ocenie nie zawsze były one właściwe. Marszałek widzi konieczność nawrotu do zasad praworządności, naprawienia prawnych deliktów, konieczność zacieśniania kontaktów ze wspólnotą europejską na zasadzie unii suwerennych państw.

Te dwa przemówienia: prezydenta i marszałka seniora reprezentującego nową większość sejmową , co prawda w zawoalowanej formie, ale jednak pokazało głęboką linię podziału między nową większością a głową państwa. Tyle, że akurat przedstawiciel demokratycznej koalicji brzmi tu bardziej wiarygodnie niż prezydent, gdy mówi, że „nigdy nie zmieniał zdania”, podczas gdy zmieniał, na przykład dopiero co w sprawie ustawy Lex Tusk. Ale znacznie częściej pokazywał, że jego zdanie jest wypracowane nie w Pałacu Prezydenckim a w biurze na Nowogrodzkiej.

I było też trzecie przemówienie, ustępującego premiera Mateusza Morawieckiego. Jak było do przewidzenia pochwalił swoje rządy, które jednak w opinii społecznej nie były tak wiarygodnie i świetne jak mu się zdawało, czego rezultatem były przegrane przez PiS wybory. Bo w demokracji zawsze rządzi ten kto ma większość a nie ten kto ma największą liczbę posłów, jeśli nie ma większości w parlamencie.  Przemówienie Morawieckiego to wystąpienie politycznego bankruta i jako takie  zawsze pozostaje żałosne. Ale to dopiero początek upokorzeń Morawieckiego, który ośmiesza się przyjmując misję tworzenia rządu, który wiadomo, że nie powstanie.  I nawet prezydent w swoim expose’ nie potrafił ukryć takiego finału, gdy mówiąc o przyszłym rządzie spoglądał bez przerwy na ławy demokratycznej większości w sejmie

Ryszard Rudnik

 

fot. Rafał Zambrzycki/Kancelaria Sejmu

 

 

Najnowsze artykuły